niedziela, 28 grudnia 2014

Prawdziwa historia mojego odżywiania :)

Dzisiaj będzie trochę inny post. To co w nim będzie nie wszystkim może się spodobać, ale wyjaśnię tu wszystko. Może dzięki ktoś kto przeczyta ten post i dopiero wchodzi w takie coś w czym ja już popłynęłam, w porę się opamięta. Nie chce żeby ten post był jakiś hmmm tragiczny i nie chcę również żeby wzbudzał w Was oburzenie. Po prostu opiszę tutaj historię swojego odżywiania/odchudzania :)




To co teraz napiszę głupio zabrzmi, ale wydaje mi się, że zaczęłam się odchudzać od zerówki. Pamiętam jak odchudzała się wtedy moja starsza siostra. Zaczęłam chyba wtedy robić brzuszki i skakać na skakance. Wtedy zaczynałam też powoli zmieniać swoje nawyki żywieniowe (na pewno nie na lepsze). Oczywiście mama nic o tym nie wiedziała.

Odchudzałam się przez całą podstawówkę. Pamiętam, że były takie tygodnie, że nie jadłam prawie nic. Miałam na to swoje sztuczki, ale nie chce tego opisywać. Po tygodniu szczęśliwa stawałam na wagę i faktycznie kilogramy leciały. Nawet 3 tygodniowo. Tylko po tym tygodniu byłam taka głodna, że rzucałam się na wszystko. Wpadałam po prostu w taki wir. Byłam w stanie kupić sobie całą reklamówkę słodyczy i zjeść ją po kryjomu. . Zawsze miałam kompleksy chociaż jak teraz oglądam zdjęcia z podstawówki to byłam szczupła.
Pamiętam jak była wycieczka w góry na koniec szóstej klasy. Chodziliśmy całe dnie po górach, a ja super mądra też starałam się jeść jak najmniej, ale śniadania i objadokolacje jadłam normalnie. Po tym wyjeździe wszystko było na mnie za duże, a ja znowu zaczęłam się obżerać w nienormalny sposób.

Gimnazjum to wgl był czas kiedy najwięcej kombinowałam. Zaczęłam kupować sobie jakieś herbaty odchudzające, do tego bardzo, bardzo dużo ćwiczyłam i mało jadłam. Po pewnym czasie po nawet najmniejszym wysiłku zaczynała lecieć mi krew z nosa. To było okropne, bo poszłam z psem na spacer i nagle widzę krople krwi. Raz pojechaliśmy na basen i tam zaczęła dość mocno lecieć ta krew wtedy zajęli się mną ratownicy. Zapytali się co dzisiaj jadłam i nie okłamywałam ich. Tego dnia nie zjadłam prawie nic. Powiedziałam, że mi się nie chciało. Gdy wsiedliśmy moja starsza siostra wiedziała już o co chodzi, wszyscy się patrzyli i kazali mi zjeść ciastka, które kupili jak jechaliśmy na ten basen. Na początku miałam takie zahamowanie, ale później stwierdziłam, że może to jednak dobrze. Ale wtedy tak samo jak zawsze po odstawieniu diety - po prostu zaczęłam się objadać. Wtedy byłam w stanie zjeść więcej niż tata. Mama się cieszyła, że przecież jak tyle jem to nie jestem żadną anorektyczką i bulimiczką.

W drugiej klasie gimnazjum zaczęłam mieć najgorsze myśli. Wywnioskowałam, że nie chudnę przez te napady obżarstwa, a w tygodniu kiedy jem bardzo mało jest spoko. A że nie potrafiłam wygrać z tym objadaniem się, postanowiłam, że będę w te dni wymiotować to. Kiedy nie zjadłam aż tak dużo nie dałam rady wymiotować. Wszystkie sposoby nie działały, więc co ja robiłam? Mimo, że już i tak byłam przejedzona wpychałam jeszcze więcej jedzenia. Wtedy już samo z siebie było mi nie dobrze. I pamiętam to dokładnie jak kładłam się spać, tak źle się czułam, że nie spałam do bardzo późna, aż wreszcie miałam takie odruchy wymiotne. Wtedy leciałam do toalety, wymiotowałam. Myłam zęby i zadowolona kładłam się spać. Po prostu jak to pisze to sama nie mogę się nadziwić jaka byłam głupia. Na szczęście wtedy obejrzałam film o bulimiczce, nie pamiętam niestety tytułu, który tak mną wstrząsnął. Nie zdawałam sobie sprawy, że wiele rzezy robię identycznie, jak te dziewczyny, chociaż nigdy nie wiedziałam jak zachowują się anorektyczki i bulimiczki. Wtedy opamiętałam się i przestałam wymiotować i zaczęłam jeść normalnie. Ale moje "normalne" jedzenie zazwyczaj trwało 2 dni, potem to samo co zawsze i tak w kółko. Ale byłam zadowolona, bo przecież nie mogłam być bulimiczką, bo nie wymiotowałam, ani anorektyczką, bo miałam te napady. No i tak wyglądało moje odżywianie do końca gimnazjum. Robiłam to bardzo umiejętnie i nikt nie zauważał, że jednak mam z tym problem. Ja sama nawet nie widziałam żadnego problemu w tym co robiłam.
No i od września chodzę do pierwszej klasy liceum. Przez przypadek natrafiłam na artykuł o BED (Binge Eating Disorder). - zaburzenie odżywiania. Istotą jest utrata kontroli nad wielkością przyjmowanych pokarmów.

Kryteria diagnostyczne


  • jedzenie przez pewien czas (ok 2 godziny) dużych ilości pokarmów, więcej niż to się zdarza większości osób w podobnym przedziale czasu i podobnych okolicznościach
  • utrata kontroli nad jedzeniem podczas epizodu
Epizody jedzenia są skojarzone z co najmniej trzema objawami:

  • z jedzeniem szybciej niż normalnie
  • z jedzeniem aż do uczucia dyskomfortu
  • z jedzeniem większych ilości pokarmów niż to wynika z głodu
  • z jedzeniem samotnie ze względu na przeżywanie zakłopotania z powodu ilości przyjmowanych pokarmów
  • z przeżywaniem po epizodzie niezadowolenia z siebie, obniżonego nastroju, poczucia winy
Epizody objadania występują średnio przez 2 dni w tygodniu w ciągu pół roku.
Epizody nie łączą się z regularnie występującymi niewłaściwymi zachowaniami kompensacyjnymi i nie występują w przebiegu bulimii lub jadłowstrętu psychicznego

źródło Wikipedia


Tak więc uświadomiłam sobie, że jednak mam problem. Stwierdziłam, że muszę zacząć naprawdę normalnie jeść. I co? Mimo naprawdę najszczerszych chęci nie potrafiłam. Nie wiedziałam jak jedzą ludzie bez żadnych zaburzeń. Nie wiedziałam ile mam jeść, bo nie czuje głodu jako takiego. 

Jednak na szczęście od kilku tygodni jem już normalnie. Tak, naprawdę normalnie, bo powiedziałam o wszystkim mojej rodzinie i sama również uświadomiłam sobie, jakie ja robiłam głupotę.

To już cała historia. Musiałam o tym napisać, nawet tak dla siebie. Faktycznie, dopiero teraz po napisaniu tego cało postu wiele rzeczy mi się rozjaśniła. Na szczęście teraz jestem już na tej dobrej drodze. Może będę wrzucała zdjęcia posiłków, abyście również mogli mi doradzać. :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Święta :)


Hej, hej! :)

          W końcu mam trochę, a raczej dość sporo wolnego czasu. Teraz czuje, że było mi to bardzo potrzebne. Uwielbiam świąteczną atmosferę, słuchanie kolęd i piosenek. Niektórzy uważają, że jest to sztuczne, jednak ja robię wszystko szczerze i myślę, że przydaje się właśnie taki czas na to aby sobie wszystko spokojnie przemyśleć i zastanowić się nad swoim życiem. Tak, to było takie głębokie ;)

          Dzisiaj piekliśmy piernik i makowce. Od podjadania i wgl od jedzenia jestem już strasznie pełna. Obiecałam sobie, że w te święta się nie będę przejadać, ale jak widać nie wyszło mi. Ogólnie tak sobie uświadomiłam, że jeszcze nigdy na żadnej diecie nic nie schudłam. To też muszę przemyśleć :)

         Jak pewnie wszyscy uczniowie już wiedzą - zbliża się koniec semestru. Nie chce za dużo pisać o szkole, jednak powiem tylko, że jestem bardzo usatysfakcjonowana moją średnią. Chciałabym w przyszłości studiować medycynę, jednak nie chce się tak na to nakręcać i zamykać na resztę kierunków, ponieważ jeżeli nie zdam tak dobrze matury to pójdę po prostu na coś innego. Nie chce po prostu się wtedy załamywać. Mam nadzieję, że za 2,5 roku będę mogła Wam się pochwalić, że dostałam się na medycynę. Dobra, już koniec o szkole. :)

         Wczoraj cały dzień czytałam "Na końcu tęczy". Na jej podstawie powstał film "Love Rosie", który w tej chwili jest w kinach. Książka, bardzo mi się podobała i jeżeli film będzie chociaż w połowie taki dobry to będę szczęśliwa. Gdy wczoraj o 12:00 w nocy skończyłam tę książkę poczułam pustkę i ogólnie byłam zasmucona, jednak wszystko sobie przemyślałam i stwierdziłam, że dużo się dzięki niej nauczyłam. Polecam wszystkim tę książkę, a filmu jeszcze nie obejrzałam, więc nie będę nic na ten temat pisał.

         Mam już pewne plany na sylwestra. Nie jest to szczyt moich marzeń, jednak jeszcze do niedawna nie miałam jeszcze żadnych planów także i tak jestem zadowolona. :)

         Nie będę też wymyślała żadnych postanowień noworocznych, bo jeszcze nigdy nie udało mi się ich spełnić. Mam po prostu nadzieję, że 2015 rok będzie dla mnie łaskawy, ale wiem także, że samo nic się nie dzieje i ja sama też będę musiała się o to postarać. 

         Ojeju, strasznie się rozpisałam, ale miałam Wam dużo do powiedzenia. 

Jutro Wigilia, a ja już dzisiaj Wam życzę spokojnych świąt. Miejcie czas na to, aby w tym całym zamieszaniu zamieszaniu zatrzymać się na chwilę i pomyśleć nad swoim życiem. Ale też nie zamartwiajcie się, ponieważ to i tak nic nie daje. Pamiętajcie, że nigdy nie jesteśmy sami i zawsze znajdą się osoby, które za wszelką cenę chcą naszego szczęścia. No i oczywiście zapomniałabym - Bogatego Gwiazdora i szczęśliwego Nowego Roku! Trzymajcie się :*